Pierwsze godziny po zdradzie


16 lutego 2022, 11:46

   To nie jest pierwsze, co napisałam po tym, jak dowiedziałam się o zdradzie męża. Tak naprawdę nie sądzę, żeby ktoś był w stanie napisać cokolwiek w pierwszych godzinach po odkryciu zdrady, ba, pierwsze kilka dni wydają się niezbyt realne. Jedynie osoby, które prowadzą pamiętnik od dawna będą w stanie cokolwiek naskrobać na gorąco, ale myślę, że również nie tak od razu. Obciążenie psychiczne jest zbyt potężne na najprostsze czynności życiowe a co dopiero zebranie myśli i przelanie ich na papier. Będą więc wtręty i dygresje wynikające z później nabytej wiedzy o przebiegu naszej relacji, może nieco chaotyczne, ale to właśnie przelewałam na papier w pierwszych chwilach.

 

Ale zacznijmy od początku.

 

40 urodziny męża. Poniedziałek. Zwykły dzień pracy. (utworzone 10 lutego 2022)

 

   Rano ja w firmie, on z resztą też. Około 9 na przerwie w pracy wysłałam mu życzenia urodzinowe, żeby nie pomyślał przypadkiem, że zapomniałam. Nie zapomniałam. (Tymczasem w billingu - Od razu po wyjściu z pracy, o 15:24 zadzwonił do niej i rozmawiali 32 minuty. Wygląda na to, że przez całą drogę do domu.) Gdy przyjechał złożyłam mu życzenia już na żywo, dałam w prezencie kamerę samochodową, kupiony tort, na wieczór miałam zaplanowane dodatkowe atrakcje, wiadomo, urodziny.

 

   Jedzenie tortu zostawiliśmy na wieczór i pojechaliśmy razem na jiu-jitsu. Po treningu, jak się okazało później, dzwonił do niej o 20:01 gdy ja jeszcze byłam w szatni. Byliśmy zmachani, ale zadowoleni, na moją propozycję zjedzenia czegoś po drodze z początku zareagował niezbyt chętnie.  Podejrzewam, że już wtedy śpieszył się bo trzeba było iść w miarę rozsądnie spać przed pracą a jeszcze przecież musi pogadać ze swoją kochanką. Mimo to, nieco niezadowolony, zawrócił i wpadliśmy na szybkiego kurczaka do KFC. Dawka białka na budowę mięśni. Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy do domu. Rozpakowanie rzeczy, kąpiel. Teraz nawet nie pamiętam czy zdążyłam się wykąpać czy nie i czy w ogóle to zrobiłam. Pamiętam tylko, że poszłam po swój telefon, który zostawiłam na przedpokoju i usłyszałam, że z kimś rozmawia w łazience.

 

   Nie wiem co mnie tknęło w pierwszej chwili. Teraz wydaje mi się, że to był dźwięk damskiego głosu jaki mnie dobiegł ze słuchawki oraz ton głosu jakiego używał w odpowiedzi. Zblokowało mnie i zaczęłam słuchać. Z każdą chwilą serce waliło mi coraz bardziej, bo coraz jaśniej docierało do mnie, że to nie jest rozmowa „koleżeńska”. To jak mówił o "siedzeniu w samochodzie", o tym, że coś innego będzie „stawać” albo „sterczeć”, dokładnych słów nie jestem w stanie sobie przypomnieć bo ich impakt był zbyt potężny. Coś jakby „Ucz się tam. Niedługo wrócisz i będziemy siedzieć w samochodzie.” takim tonem, że miałam wrażenie ogromnego chaosu i zamrożenia. Im dłużej słuchałam, tym potworniej się czułam. W uszach szum, w ciele jeden wielki łomot serca. Miałam wrażenie, że cała jestem tym łomotem i pulsuje razem z nim. W głowie niby pustka, ale na swój sposób pełna czegoś przerażającego, zimnego. Przygniatającego do ziemi niewyobrażalnym ciężarem. Groza i niedowierzanie.

 

   Wtedy w rozmowie, w której przewinęły się jakieś służbowe informacje, coś o „z wiekiem sporo się zmienia” zapewne nawiązującego do 40 urodzin, padły słowa, których nie potrafię do tej pory przestać słyszeć. „Kocham cię, kocham”. Wyszeptane z czułą mocą o jaką go nigdy nie podejrzewałam. Jakbym słyszała kogoś obcego, kto ukradł głos mojego męża. Wtedy zrobiło mi się gorąco. Przestałam w ogóle słyszeć co mówi i zawaliłam do drzwi pięścią wyrzucając z siebie coś w stylu „mamy do pogadania”. Coś tam jeszcze do niej mówił po tym, nie wiem co. Chciałam uciec, ale cofnęłam się bo otworzył drzwi. Jego zaskoczona mina mnie dobiła. Wykrzyczałam z kim rozmawia, co to ma być! Jeszcze bardziej dobiło mnie, gdy powiedział, że rozmawiał z kolegą i to „takie żarty”, „gadanie”. Że źle usłyszałam. Kilka minut on kłamał a ja krzyczałam, żeby mi nie pierdolił głupot, że nie jestem głucha, że tak się z kolegą nie rozmawia nawet w żartach, że słyszałam kobietę. Trochę trwało, zanim się przyznał do tego, że rozmawiał z kobietą, ale nadal utrzymywał, że to tylko takie „gadanie” i nic nie znaczy. Że to ja wszystko źle interpretuję. Że mi się wydawało.

 

   Nie wierzyłam, ale w jakimś stopniu mimo łez i wewnętrznego poczucia, że kłamie, dałam się przekonać. Zażądałam zerwania kontaktu z „koleżanką”. Zakończenia rozmów, smsów i „tylko takiego gadania”. Zgodził się bez większego oporu. Mówił, że to były tylko żarty, ale jeśli chcę to oczywiście kontakt zakończy tu i teraz, nie ma problemu. To dla niego nic nie znaczy. To tylko takie wygłupy.

 

    Zapewniał, że chce ratować związek kiedy ja płakałam, krzyczałam i rzucałam w niego poduszką bo nie wiedziałam czy chcę zabić jego czy siebie, czy może ją. Kazałam mu wypierdalać bo czułam, że idzie w zaparte, ale kiedy się zaczął zbierać, zatrzymałam go. Nie wiem czemu. Miałam poczucie niezałatwionej sprawy i tego, że jeśli teraz wyjdzie to po prostu ucieknie przed odpowiedzialnością. Był oburzony na mnie, jakbym go osądzała niesłusznie. Trzeba przyznać, że kłamcą i oszustem okazał się świetnym jak na tak stresową sytuację. Dlatego postanowiłam, że mu nie pozwolę załatwić sprawy ucieczką. Chciałam, żeby do niego dotarło co zrobił i zobaczył jak ja się z tym czuję. Chciałam, żeby mi wyjaśnił co się właściwie stało. Chciałam uwierzyć w jego słowa, żeby to wszystko okazało się nieprawdą. Wtedy jeszcze przekonywałam sama siebie, że to jakieś zaczątki zdrady, jakiś wstępniak bo tak mówił wspominając raptem o kilku miesiącach (czterech może pięciu) rozmów z tą panią. Głupich żartów, co przyznał, ale niegroźnych. Wmawiałam sobie, że to jak się czuję jest przesadzone, że on mówi prawdę i to nic nie znaczy ja przesadzam i da się to wszystko naprawić. Wyjaśnić. 

 

Mimo furii i łez, prawie nieprzespanej nocy, jakoś dotrwałam do rana i poszłam do pracy.

 

Tymczasem on zdążył do niej wysłać jeszcze trzy wiadomości przed północą na billing z lutego jeszcze muszę zaczekać, nie wiem ile jeszcze do niej pisał później. Wiem za to na pewno, że kontaktował się z samego rana, ale o tym będzie następny wpis.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz